Od małego pomagali w gospodarstwie

2019-09-06 13:00:00(ost. akt: 2019-09-05 16:17:52)
Mariola i Marek Wrońscy będą starostami tegorocznych Dożynek w Janowie. Gospodarują na 50 hektarach w Szczepkowie Giewarty. Prowadzą specjalistyczne gospodarstwo oparte na produkcji mleka. Mają 45 krów mlecznych.
Marek Wroński od dzieciństwa mieszka w Szczepkowie Giewartach. Gospodarstwo prowadzili jego rodzice. — Było ono niewielkie, miało zaledwie 9 hektarów. Tak jak większość rolników rodzice uprawiali wszystkiego po trochu. Było kilka krów, świń, po podwórku biegały kury, kaczki. Było bardzo ciężko, gospodarstwo nie dawało dużego dochodu. Ja od małego pomagałem w gospodarstwie — wspomina pan Marek.

Gdy zmarł jego ojciec, to pan Marek głównie zajmował się pracami w gospodarstwie, pomagał swojej mamie. Później przejął gospodarstwo na własność. — Mimo że byłem najmłodszy, to na mnie padło —mówi.

Pan Marek najpierw skończył szkołę zawodową w Nidzicy, potem zaocznie technikum rolnicze w Jagarzewie. W 1989 roku ożenił się z panią Mariolą, która mieszkała w Sarnowie. Poznali się w szkole w Jagarzewie. On pracował w szkole, ona była maturzystką.

— Ślub braliśmy w listopadzie. Pamiętam, że było wtedy bardzo zimno, ale mróz nie ostudził naszych uczuć. Żona odbywała staż w Łęgajnach — wspomina pan Marek.

Pani Mariola też pochodzi z rodziny rolniczej, więc praca w gospodarstwie nie jest jej obca. Postanowili, że gospodarstwo należy powiększyć. Ciężko obydwoje pracowali. Dokupili ziemi i zmienili profil gospodarstwa. Gdy Polska weszła do Unii Europejskiej pojawiły się nowe możliwości.

Teraz mają 45 krów mlecznych i 30 ha własnej ziemi oraz 20 hektarów wydzierżawionej, na której głównie uprawiają kukurydzę, mieszanki zbożowe, mają 22 hektary użytków zielonych.

Posiadają nowoczesną oborę, którą postawili w 2007 roku. — Jest to obora, w której jest wolnostanowiskowe utrzymanie krów. Krowy nie są trzymane na łańcuchu.

Częścią obory jest hala udojowa, w której 2 razy dziennie doi się krowy mechanicznie. Mimo że praca jest zmechanizowana, to jest bardzo czasochłonna i wpływająca na porządek naszego dnia — mówi pan Marek.

On wstaje codziennie około 5 rano, idzie do obory i zajmuje się przygotowaniem krów do doju. Pani Mariola natomiast dogląda dojenia krów. Taką samą czynność powtarzają wieczorem o godzinie 18.

— To są dwie godziny w ciągu dnia, których nie można zmienić. Krowy są przyzwyczajone do czasu dojenia. Doświadczyliśmy tego na własnym przykładzie. Mieliśmy iść na wesele na godzinę 18 i postanowiliśmy wydoić krowy wcześniej. Okazało się jednak, że krowy nie oddały całego mleka. Następnego dnia rano było podobnie. Trzeba było kilku dni, żeby uzyskać taką samą ilość mleka jak poprzednio — mówi pan Marek.

Do obowiązków pana Marka należy także praca w polu. Jego żona zajmuje się prowadzeniem gospodarstwa domowego.

— Ja nie wtrącam się do gotowania, porządków w domu. O to dba żona, a jest bardzo dobrą gospodynią i bardzo gospodarną — mówi pan Marek.

Wychowali troje dzieci: dwóch synów i córkę. Dzieci są już dorosłe, pokończyły studia wyższe, ale nie zapominają o rodzicach. Zawsze znajdą czas, żeby pomóc w gospodarstwie.

Mariola i Marek Wrońscy mają niewiele czasu wolnego. Trudno jest im wyjechać na wakacje na dłużej. Najczęściej są to wspólne wyjazdy jednodniowe lub weekendowe. Wtedy mogą liczyć na pomoc dzieci, które podczas ich wyjazdu zajmują się gospodarstwem.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5